Amle w proszku kupiłam już ponad rok temu, jednak przekonałam się do niej dopiero niedawno. Dlaczego? Bo nie potrafiłam się z nią obejść :-P Amla ma postać brązowego proszku, a wręcz powiedziałabym pyłu. Nie pachnie kwiatkami, jednak jej zapach, który kojarzy mi się z suchą słomą, zupełnie mi nie przeszkadza. Nie mając pojęcia, jak jej używać, dodawałam proszek do masek lub mieszałam z (chłodną) wodą i za każdym razem kończyło się tak samo: grudki Amli, których za nic nie mogłam się pozbyć. Do tego trudno nakładało się taką niedokładnie rozmieszaną miksturę na włosy, jeszcze gorzej było ją zmyć, szczególnie tą wersję z samą wodą. Grudki sklejały włosy i potem trudno było je rozczesać, powstawały kołtuny a po całej "pielęgnacji" zostawał puch, czyli moja największa zmora. Z tego powodu Amla sobie stała na półce i nie miałam na nią pomysłu.
Niedawno gdzieś przeczytałam, że warto zamiast chłodnej wody użyć ciepłej. To było to! Najpierw wymieszałam trzy łyżeczki Amli z bardzo ciepłą wodą, tak aby powstała konsystencja maski. Ten mix powodował lekką sztywność włosów, więc do kolejnych mieszanek dodawałam zawsze jakieś odżywki lub maski. Ciepła woda ułatwiała połączenie wszystkich składników, bez powstawania grudek. Za każdym razem efekt był zadowalający, zwłaszcza zwiększony blask włosów, lekką sztywność, jednak nie taka matowa i twarda, raczej chodzi mi o rozprostowanie włosów, które bardzo lubię i które widać na zdjęciu niżej, właśnie z ostatniego zabiegu z Amlą, z wczoraj.
Włosy były naolejowane na kilka godzin przed myciem, a na wilgotne umyte włosy została nałożona maska z trzech czubiastych łyżeczek Amli i (niechcący) zbyt dużej ilości ciepłej wody. Żeby amli nie zmarnować musiałam maskę zagęścić- w tym celu użyłam mąki ziemniaczanej, która jakoś nigdy nie zrobiła na mnie wrażenia. Tym razem byłam w szoku - gładkość, miękkość i moja ulubiona wersja włosów, czyli lekkie rozprostowanie, a co najważniejsze zero puchu! Zdjęcie pokazałam na moim instagramie, a propos przerzedzonych końców, ale efekt rozprostowanych loków bardzo uwielbiam :-D
Amli zostało mi już tylko na maksymalnie dwa użycia, szkoda, bo dopiero po roku doceniłam jej możliwości. Maskę z Amlą stosowałam co dwa tygodnie, nie polecam częściej, gdyż jest to zioło, które jak każde inne puszy włosy i lekko je wysusza, przy częstym stosowaniu. Teraz poluję na Kalpi Tone, która ponoć przyciemnia włosy, na co liczę! :-D ktoś może się wypowiedzieć?
A jutro ostatni test maski Biovax Orchid i recenzja. Narazie powiem tylko, że nie jestem zadowolona, ale mam pomysł na jej udoskonalenie, ciekawe czy się sprawdzi ;-)
Zapraszam na mojego instagrama.
Pozdrawiam :-)